Maciej Droń – „Myśląc: Gorczycki …”
30 kwietnia 2014 roku upłynęło 280 lat od śmierci Grzegorza Gerwazego Gorczyckiego.
Jakże trudno jest szukać śladów „polskiego Haendla” w Bytomiu – mieście, w sąsiedztwie którego upłynęło dzieciństwo i wczesna młodość tego niezwykłego człowieka. Cóż bowiem dzisiaj przypomina o Bytomiu z XVII i XVIII wieku? Wątłym zaledwie śladem jest zachowany w ogólnym zarysie kształt miasta, uformowany jeszcze w średniowieczu.
Stoi do dziś w tym samym miejscu - choć już dalece nie taki sam – parafialny kościół pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, gdzie syn rozbarskich kmieci Gorczyców włączony został do Kościoła poprzez chrzest. Posłużyła do tego być może ta sama chrzcielnica, która do dziś znajduje się w kościele. Niewiele lat później do tego samego kościoła wiodła go droga z rodzinnego Rozbarku, by w szkole parafialnej - zapewne znajdującej się na plebanii, stojącej ongiś bliżej dzisiejszej ulicy Strażackiej - pobierać pierwsze nauki. W tejże świątyni słuchał też co niedzielę mszy, odprawianej w jego czasach wedle niewzruszonej zasady, aby świętą liturgię sprawować zawsze i wszędzie w ten sam sposób i w tym samym, świętym języku Kościoła – po łacinie. Komu z obecnych wówczas na niedzielnej sumie rozbarskich kmieci przyjść mogło do głowy, że ten oto chłopski syn za kilkadziesiąt lat komponował będzie muzykę sakralną, by uświetniała służbę Bożą w katedrze na Wawelu?
Jak wyglądał Rynek, który musiał przemierzyć w drodze do kościoła? Czy u wylotu Krakowskiej stał już wówczas kamienny święty Florian, wieńczący studnię, z której czerpali mieszczanie? Idąc w stronę bramy Krakowskiej mijał kościół bożogrobców pod wezwaniem Świętego Ducha, zrazu drewniany, od 1720 murowany - ten sam, który stoi tam obecnie. W tymże roku czasie mały Grycek z Rozbarku był już czcigodnym kanonikiem katedry krakowskiej, trudno jednak wyobrazić sobie, by będąc w Bytomiu - a możemy mieć pewność, że w nim bywał, skoro odwiedzał sąsiednie Piekary, co skwapliwie zapisali w swej kronice ojcowie jezuici - nie wstąpił do nowej świątyni z przepysznym barokowym ołtarzem dłuta mistrza Jana Solskiego, przedstawiającym Zesłanie Ducha Świętego.
Rodzinny Rozbark jest dziś tylko tym samym miejscem na mapie. Z czasów Gorczyckiego nie pozostało tam nic. Nie wiemy, gdzie stał jego rodzinny dom, wskazać umiemy zaledwie miejsce, gdzie znajdowało się nawsie - centrum wioski, dziś wyznaczane biegiem przylegającej do głównej arterii, noszącej obecnie nazwę Witczaka, uliczki Staromiejskiej.
Z tegoż Rozbarku wyruszył w świat – na studia do Pragi, potem Wiednia, by wreszcie osiąść w Krakowie, gdzie spędził resztę życia, wytrwale służąc Bogu i ludziom z takim oddaniem, że na jego epitafium w katedrze znalazły się słowa „gemma sacerdotum” – klejnot kapłaństwa.
Zapewne ksiądz Grzegorz w ogóle nie zrozumiałby co mamy na myśli, nazywając go „kompozytorem” i oklaskując jego muzykę w salach koncertowych i filharmoniach, siedząc wygodnie rozparci w miękkich fotelach. Nie po to ją tworzył. Służyć miała wyłącznie Bogu, Jego służbie odprawianej podówczas w wawelskiej katedrze stale - msza po mszy, nabożeństwo po nabożeństwie - przez całą dobę bez przerwy. Pisał swoje utwory zapewne z takim samym zaangażowaniem jak wykonywał inne obowiązki, powierzone mu przez biskupa i kapitułę: godzinami siedząc w konfesjonale jako penitencjarz katedralny, dyrygując kapelą czy też samemu śpiewając wczesnym świtem jutrznię w kolegium angelistów przed konfesją świętego Stanisława. Odwiedzając więźniów osadzonych w wawelskich basztach, egzaminując alumnów w zamkowym seminarium duchownym czy wreszcie – pod koniec życia - niosąc posługę kapłańską chorym w szpitaliku przy maleńkim kościółku Bożego Miłosierdzia na przedmieściu Krakowa zwanym Smoleńskiem, gdzie został proboszczem.
Deus, veniae largitor, et humanae salutis amator; quaesumus clementiam tuam; ut nostrae congregationis fraters, propinquos et benefactores qui ex hoc saeculo transierunt, beata Maria semper Virgine intercedente cum omnibus sanctis tuis, ad perpetuae beatitudinis consortium pervenire concedas. „Boże, dawco przebaczenia a miłośniku zbawienia ludzkiego; miłosierdzia Twego błagamy, abyś braciom i dobrodziejom naszym, którzy zeszli z tego świata, za wstawieniem się błogosławionej Maryi Panny i wszystkich Świętych Twoich, do uczestnictwa w wiecznej szczęśliwości dojść pozwolił”. Ksiądz Grzegorz Gerwazy odmówił w swym życiu tę modlitwę, pochodzącą z mszału rzymskiego, zapewne niezliczoną ilość razy. Warto ją dziś przypomnieć, kimże bowiem, jak nie dobrodziejem nazwać możemy naszego rodaka z Rozbarku, który pozostawił nam najpiękniejszą bodaj w polskiej kulturze muzykę sakralną.